Jedna z moich ulubionych tras. Pętla przez Bobowa, Wilczyska, Jasienną do Gródka, a później Rożnów, Czchów, Zakliczyn i do domu. Szczególnie lubię podjazd z Gródka do Rożnowa, droga w lesie ,zero wiatru, jedzie się nawet przyjemniej niż po płaskim. Miejsce na odpoczynek w wietrzny dzień :)
Już na początku roku planowałem odwiedzić okolice Folusza, a dokładniej cmentarz wojenny nr 11 w Woli Cieklińskiej. Na początek zaliczyłem wizytę w Ostrym Kole w Gorlicach, stamtąd pojechałem już prosto w kierunku Folusza. Na mapie nie zwróciłem uwagi, że cel wycieczki leży w woj. podkarpackim. Po drodze zahaczyłem o Magurski Park Narodowy i później pofalowaną trasą(zjazd - podjazd i tak w kółko) dotarłem na miejsce. Na cmentarz prowadzi droga żwirowa przez las, ok 300m i jesteśmy na miejscu. Cmentarz jest położony w środku lasu na polance, bardzo ładne i urokliwe miejsce. Po około 20 minutach zwiedzania i odpoczynku ruszyłem w drogę powrotną, słońce mi trochę dokopało(było ok 33-35 stopni) i zaraz za Gorlicami dopadł mnie mały kryzys i jedyne o czym wtedy marzyłem to znaleźć jakiś sklep spożywczy i uzupełnić płyny(bidon był już pusty). Na szczytach podjazdów w Siedliskach było jak na patelni..., reszta trasa już normalna.
Jak to zwykle bywa w sobotę, najpierw trochę załatwień w Ciężkowicach i okolicy, licznik pokazywał już ponad 20 km, gdy ruszyłem nad jeziora. Wybrałem trasę przez Bobową - Wilczyska - Jasienną - Bartkową, która zaprowadziła mnie nad Jezioro Rożnowskie,a stamtąd przez Rożnów i Tropie, przez kiwający się most na linach dotarłem do drogi krajowej. Przejechałem nią ok. 4 km i to wystarczyło żeby trafić na jednego idiotę wpychającego się na trzeciego... W Czchowie przejechałem po zaporze i znaną mi już trasą przez Filipowice, Zakliczyn, Słoną, Jastrzębie dotarłem do domu. Mimo upału jechało się całkiem dobrze ...chociaż na górkach grzało solidnie, a nagrzany napój w bidonie w ogóle mi nie pomagał. Dobrze, że było dużo sklepów na trasie ;)
Na początek jazda po Ciężkowicach i okolicy, a później przez Tuchów, Ryglice, Zalasową na gorę Kokocz. Trasa bardzo przyjemna, ostatnie kilometry przed Kokoczem praktycznie non stop drogą przez las. W skrócie - idealna sobotnia wycieczka :) Na zjeździe do Tuchowa licznik pokazał 67,5 km/h - nowy rekord prędkości.
Sobota od rana była rowerowa, najpierw trochę załatwień w Gromniku i Ciężkowicach, a później praktycznie od razu(wziąłem tylko aparat z domu) ruszyłem w trasę nad jezioro. Miałem w planach jechać przez Korzenną, ale ostatecznie pojechałem przez Zakliczyn i Paleśnicę. Droga wjedzie głownie doliną otoczona lasami, także bardzo przyjemnie mi się jechało. Niestety przed i w Bartkowej asfalt jest solidnie podniszczony. Na dosyć stromym zjeździe nie było zbyt ciekawie, dziurawy, mocno pofałdowany asfalt nie sprzyja szybkiemu zjeżdżaniu. Droga nad jezioro szybko mi przeleciała, dotarłem do Gródka i tam zrobiłem sobie ok. 10 min przerwy. Woda w jeziorze nie była zbyt czysta, na dodatek widoczność w sobotę była dosyć słaba, więc nie było tak pięknie jak miało być ;) Chwilę się zastanawiałem którędy wracać do domu, w końcu padło na drogę przez Słowikową i Siedlce. Pierwszy raz tamtędy jechałem, do Siedlec jedzie się dosyć długim podjazdem. Z Siedlec przez Łyczanę zjechałem do Korzennej w znane mi już tereny i drogą przez Bobową wróciłem do domu.
Pogoda w poniedziałek była prawie idealna na jazdę na rowerze. Zgodnie z tegoroczną tradycja, wiało dosyć mocno. Na niektórych odcinkach wiatr tak szalał, że czułem się, jakbym jechał po szczytach wysokogórskich ;)
Ciągnęło mnie od rana na Bukowiec, więc nie miałem wyjścia i tam pojechałem, ale okrężną trasą.
Podjazd z Siekierczyny do Jamnej trochę dał mi w kość, szczególnie dwa krótkie, ale strome odcinki.