Ta sama trasa co tydzień temu. Podjazd do Turzy zaliczony w dużo lepszym stylu niż ostatnio. W nagrodę piękne widoki na szczycie, Tatry wyglądały prawie jak Mordor :)
Kolejna "pięćdziesiątka" w tym roku. Na początek Rzepienniki i podjazd do Turzy. Ostatnio podjeżdżałem pod Turzę chyba we wrześniu. Jeden postój, w połowie podjazdu, akurat żeby zrobić zdjęcia. Na górze wypiłem puszkę Pepsi i zacząłem zjazd do Ciężkowic. Po zjeździe licznik pokazał średnią 21,1 km/h. Słabiutko, także z Ciężkowic zamiast do domu pojechałem w kierunku Bobowej żeby trochę średnią poprawić. I tak z planowanych 30 km, wyszło 50 :)
W planach miałem tylko przejażdżkę do Skamieniałego Miasta w Ciężkowicach, ale z każdym kilometrem pogoda robiła się coraz lepsza, było ciepło jak na wiosnę, więc pojechałem dalej. Najpierw miała być tylko Bobowa, a skończyło się na Stróżach. Całe trasa do Stróż z przednim, dosyć mocnym wiatrem. Za to powrót był czystym relaksem :)
Zwykle jeżdżę na rowerze popołudniu i wieczorami. W sobotę miałem w planach wizytę w sklepie rowerowym w Gorlicach, więc wyjątkowo wyjechałem z domu o 9 rano. Do Gorlic pojechałem trasą, która wiodła przez Rzepienniki, Turze, Moszczenicę. Nie byłem przyzwyczajony do jazdy na rowerze rano, więc pierwsze kilkanaście kilometrów jechało mi się trochę ciężko(szczególnie podjazd do Turzy), ale później już było w porządku.
W Gorlicach ruch był spory, ale dojechałem do sklepu mniej ruchliwymi uliczkami(prawie). W "Ostrym Kole" zrobiłem małe zakupy, m.in. nowy łańcuch. Polecam ten sklep, dobra i sprawna obsługa.
Na lekko odświeżonym rowerze wybrałem się w drogę powrotną. Powrót do Gromnika zaplanowałem drogą wojewódzką przez Łużną - Zborowice - Ciężkowice. Akurat wracałem w okolicach południa, więc słońce mocno mnie przypiekło. Na trasie pełno mniejszych i większych podjazdów i zjazdów. A na koniec przyjemny zjazd serpentyną do Zborowic(8-10% nachylenie), a później już nudy... czyli płasko(jak na Małopolskę).
Praktycznie całe dzień padał deszcz. Na całe szczęście osłabł w okolicy 15 godziny. W sam raz na przejazd TdP przez Gromnik. Także, nie przemokłem zbyt mocno czekając na kolarzy. Najpierw zjawiło się "stado" motocykli i policji. Po paru minutach nadjechało 4 kolarzy z ucieczki. Na peleton trzeba było poczekać 10 minut, jak się okazało na mecie... 10 minutowa przewaga to było za mało.
Wrzucam trochę zdjęć(niektóre średnio udane) i video(nie moje) z przejazdu kolarzy przez rondo w Gromniku.
Wycieczka nad Dunajec. Pogoda była genialna. Cumulusy na niebie, powietrze przejrzyste. Jedynie żałuję, że trasa była dosyć płaska i nie zdobyłem żadnego większego szczytu, z którego byłoby widać Tatry. Po drodze odwiedziłem Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego, droga do niego przyległa jest pięknie obsadzona drzewami. Po minięciu muzycznego centrum jezdnia robi się węższa i gorszej jakości(można się było tego spodziewać). Bocznymi drogami docieram w końcu do Zakliczyna. Najpierw zaglądam nad Dunajec oblężony przez ludzi, a później odwiedzam rynek w Zakliczynie. Reszta trasy przebiega spokojnie, Gromnik wita mnie przyjemnym, długim zjazdem(50-56 km/h) i ślepym przechodniem, który uznał, że jak nie słychać nadjeżdżającego samochodu to można przejść przez drogę... Na szczęście ja nie jestem ślepy. Na koniec zaglądam na rynek w Tuchowie i wracam do domu.
W internecie i tv panikowali o burzach wieczorem, także nie oddalałem się zbyt daleko od domu(max 20 km), za to w 3 kierunkach :) Tak jak myślałem po burzach nie było śladu. Wczoraj narobiły dużo szkód i były trochę ekstremalne, to dzisiaj media musiały nas nastraszyć(oglądalność i klikalność na pewno podskoczyła). Przed wyjazdem sprawdziłem stronę Łowców Burz i radary, było czysto, także wyruszyłem w trasę. Zacząłem od trasy do Bobowej, później zawróciłem i odwiedziłem Rzepienniki, a na koniec zawitałem w okolice Tuchowa. W sumie uzbierało się trochę kilometrów.
Mimo upału wybrałem się w trasę. Zahaczyłem dosyć mocno o Pasmo Brzanki w Jodłówce Tuchowskiej. Następnie skręciłem w stronę Rzepiennika Strzyżewskiego i tu zaczęły się 'przygody". Prawdopodobnie na ostatnim, bardzo stromym zjedzie do centrum Rz. złapałem kapcia. Zauważyłem go dopiero pod sklepem, 300 m dalej. Wyszedłem ze sklepu, odkręciłem Tymbarka, pod nakrętką ukazał się napis "możesz więcej" - mobilizujący do dalszej jazdy. A w tylnym kole ukazał się kapeć :( Sam nie wiem, czy rzeczywiście złapałem gumę na zjeździe, czy ktoś miły mi pomógł ją złapać pod sklepem. W sumie tylne koło coś słabo mi hamowało, więc wersja nr 1 jest bardziej prawdopodobna. Na szczęście miałem zapasową dętkę, więc po ok. 10 minutach byłem gotowy do dalszej drogi
Po drodze przejechałem jeszcze małego węża, albo zaskrońca. Zauważyłem go w ostatniej chwili(bo gapiłem się na tylne koło, czy trzyma powietrze), więc nie wiem co to dokładnie było. Mam nadzieję, że nic wielkiego mu się nie stało.
Dzień zacząłem od jazdy w okolice Ciężkowic, załatwić kilka spraw i przy okazji trochę pojeździć. Po Ciężkowicach przyszedł czas na górki Pasma Brzanki. Z Gromnika pojechałem wojewódzką do Lubaszowej, gdzie skręciłem na lokalną drogą, która zaprowadziła mnie do Jodłówki Tuchowskiej. W Jodłówce odbiłem w prawo i resztę wycieczki spędziłem jeżdżąc po szczytach tamtejszych górek. Było trochę podjazdów i zjazdów, ale najważniejsze były piękne widoki. Udało mi się zobaczyć Tatry, które nieźle ukryły się między chmurami.
Planowo miałem zjechać z dróg lokalnych dopiero 2 km przed domem. Niestety jeden zły zakręt sprawił, że wylądowałem na drodze wojewódzkiej prawie 8 km przed "bazą" i przegapiłem szczyt Nosalowa(365 m n.p.m.). Trochę szkoda, ale następnym razem już będę wiedział, gdzie skręcić.