Sobotni wycieczka po Pogórzu. Między innymi: Bobowa, Stróże, Bukowiec, Bruśnik. Słońce mocno przygrzewało, a prawie całą wycieczkę towarzyszyła mi chmura, z której pomału tworzyła się burza. Ładnie się wypiętrzała pionowo, a po ponad godzinie można było już zauważyć spore kowadło burzy. Na szczęście burza miała inne plany niż ja i rozstaliśmy się pokojowo ;)
Nieplanowana wizyta w Grybowie. Na początek, przez Jodłówkę T., Turzę, zawitałem w Staszkówce, później przez Szalową do Stróż i stamtąd podjechałem te parę km do Grybowa. W planach były okolice Korzennej, ale od wczoraj coś średnio się czuję i wróciłem "płaską" wojewódzką do domu. Wiatr hamował mnie przez cała drogę powrotną z Grybowa. Trochę dodatkowych km wpadło na końcu, bo miałem kilka załatwień w Gromniku.
Na zakupy do sklepu rowerowego Ostre Koło. Do Gorlic pojechałem przez Rzepienniki, Turzę, Moszczenicę. Powrót wojewódzką przez Łużną, a w Siedliskach z ciekawości(zobaczyć jak stroma jest ta droga) zjechałem na dół do drogi nr 981 i przez Pławną, Zborowice, Ciężkowice wróciłem do domu. Na tym łączniku drogi nr 977 i 981 pobiłem rekord prędkości. To była moja pierwsza jazda w nowych oponach i sprawowały się świetnie. Lepiej się trzymały drogi i prawie ich nie było słychać. To dla mnie duża zmiana, bo stare opony były mega głośne.
Wycieczka nad Jezioro Czchowskie. Pogoda dzisiaj dopisała, nawet przez moment pomyślałem żeby ubrać krótkie spodnie. Na szczęście tego nie zrobiłem, bo w drodze powrotnej wiał dosyć zimny, przedni wiatr. Trasa bardzo podobna do tej z września.
Muszę się kiedyś wybrać nad jezioro wcześnie rano, żeby nie robić zdjęć jeziora pod słońce.
Szkoda, że znaczna część terenu wokół jeziora i przy Dunajcu jest ogrodzona, często niezbyt estetycznym, zwykłym, pordzewiałym drutem...
Na początek Siemiechów, Lusławice i Wróblowice, później z wiatrem do Paleśnicy. Z Paleśnicy lokalną drogą do Jastrzębi. Reszta trasy to kręcenie po okolicach Ciezkowic i Bobowej. Jak wracałem do domu(ok. 16), słońce schowało się za chmury i zrobiło się dosyć zimno. Dobrze, że w plecaku miałem czapkę.
Cały dzień było pochmurno, na trasie nawet nie chciało mi się zatrzymywać, żeby zrobić zdjęcia, bo widoki w taką pogodę nie są zbyt piękne. Słońce pojawiło się jak byłem 3 km od domu. Mimo średniej pogody, przejażdżka w 100% udana :)
Pogoda nie była zbyt przyjemna, ale przynajmniej było ciepło. Chmury na horyzoncie wyglądały tak, jakby zaraz miało zacząć padać, ale na szczęście spadło tylko parę kropel. Na odcinkach, na których jechałem drogą wojewódzką, 80% samochodów miało warszawskie numery. Widać mimo braku śniegu w górach, ludzie i tak wybrali się do Małopolski na ferie. Poniżej trochę zdjęć z trasy.